Zmarnuj swój czas i rozgryź mnie.



 


Broń (Boże)

Zasiadłem do nocy. Żadnych jedzeń,
z racji nadwagi. W wysprzątanym pokoju,
wreszcie nie należy wstawać.
Żaluzje przysłonięte, sąsiedzi zmuszeni
obejść się smakiem.

Chyba coś się zmieniło, broń Boże.

Zdrobnia

zbrodnia - kara
krzyk - gaworzenie
powo - nie - nie - pełzanie
krew - lowelek

tatuś mamusię mnie
tatuś mamusię – mnie

strašně

jsou příšery v místnosti
jako vždy
unikl do vany
jako obvykle
a zavřít oči

Siwienie

Jest to historia z zapyziałego miasta
które się modernizuje stawiając
galerie handlowe
i z niego wyjeżdżają
zostaje tylko pan średniego
wieku i wzrostu
w kolejnym stadium siwienia

Jeszcze następują dni
mijają przy oknie w oczekiwaniu
z podpartym podbródkiem
upominaniem bezpłodnego listonosza

Nieraz pana odwiedzają
zjeżdżają z dużych miast
od święta przejazdem
dzielą alkohol
i przeszkadzają
i denerwują

Potem wspominają
zawieszonych na ścianach
wygrzebują pogrzebane

***

wrócił zjadł na zimno przeczytał
książkę na zimno w pustym
zastygłym budynku

żadnego domu – budynek
który znaczył już tyle
co echa

były na każdym kroku:
niezjedzona pomarańcza
płyta w odtwarzaczu
rozmamłane łóżko

pęknięta szyba
jak droga ucieczki
czarna godzina minęła
niczego nie trzeba odkładać

*** (co stanowczo bywają nienazwane)

Tak stoi nad skruszonym
chlebem kobieta co była
tak stoi nad skruszonym
kobieta co miała imię

Nadal patrzę zbieram
w sobie
i okruchy po niej
przenikają się z innymi
co stanowczo bywają
nienazwane

Tak stoi nad-gryzionym
kawałkiem w przełyku
kobieta wymarzona więc
niewymazywalna

8254 (dym-dym)

Dzień umiera, ośmiotysięczny dwieście pięćdziesiąty
czwarty raz. Na stole bogactwa obcych, które zawstydziły,
obok piszącego kobieta o kasztanowych włosach.
I ten dym. Dym-dym, co pojawia się właśnie
w takich chwilach i drażni oczy.

Kobieta woła po nazwisku, czule deformując końcówkę,
przepływając przez każde „r”. Piszący w dym,

dym-dym, osiada na siatkówce. Dzień dobry,
dzień dobry po czasie. papierosy i kawa -
literacka reklamacja, kobieta nie istnieje
w tym momencie, bo ten moment sakralizuje
kobietę, wiara.

Mówi: przyjdź i zrealizuj. Dym. Dym-dym
z ust. Po kilku i po godzinie.
Grzech, kobieta, kobieta, kobieta. Dym.
Dym, dym. Pływa i przelatuje nad taflę
w celu powietrza. Ko, ko –

bieta, ta, ta. Kasztanowe. Włosy.
Włosy, włosy!

I mówi i dyszy. Piszczący przestaje, choć
postanawiał i walczyć. Kobieta i tamten.
Pisze. I zmyśla wszystko
i teraz domysł.

Wierszyk o wpływach (saga)

Stary obecny jeszcze żywy

przykład pozwala na darmowe
luksusy wliczone w koszta
znajomości

Stara wiecznie żywa nieruchoma

tarcza nie daje cieszyć się
z pijaństwa i stosunków
uderza w głowę
chyba od góry

- rodzicom -

Dziewczyna z żydowskiej dzielnicy (aż do śmierci)

To nie może się tak skończyć
powiedziała jeszcze nic się tak nie kończyło
w pierdolony wielki piątek z rybą w ustach
i dzieckiem na nocniku
to jeszcze musi potrwać tydzień
dobę kilka minut
aż się wykrystalizuje

nim dziecko dorośnie zacznie wypytywać
wprowadzi prohibicję przemówi

dorosłym głosem postanówmy cokolwiek
zabijmy się zjedzmy ale to nie może
skończyć się tak i nie w tym mieście
w tym mieszkaniu rozdzieliło nas

coś o wiele szybszego w swoim dążeniach
niż śmierć

Zaraz listopad

Zaraz listopad - miesiąc ważny
i symboliczny

wszystkie legendy:

znajoma przypomina kiedyś, dziś
imię nadane dawno temu przez kobietę,
co nie żyje oraz młodzieńca, któremu
nie powiodło się.

(Każda ulica to nieskończony wieczór
każdy wieczór to inna ulica.)

Cała masa przyjaciół, zimnych
pożółkłych dłoni.

Zaraz listopad - miesiąc ważny
i symboliczny, wszystkie legendy
ożywają pośmiertnie.