Zmarnuj swój czas i rozgryź mnie.



 


8254 (dym-dym)

Dzień umiera, ośmiotysięczny dwieście pięćdziesiąty
czwarty raz. Na stole bogactwa obcych, które zawstydziły,
obok piszącego kobieta o kasztanowych włosach.
I ten dym. Dym-dym, co pojawia się właśnie
w takich chwilach i drażni oczy.

Kobieta woła po nazwisku, czule deformując końcówkę,
przepływając przez każde „r”. Piszący w dym,

dym-dym, osiada na siatkówce. Dzień dobry,
dzień dobry po czasie. papierosy i kawa -
literacka reklamacja, kobieta nie istnieje
w tym momencie, bo ten moment sakralizuje
kobietę, wiara.

Mówi: przyjdź i zrealizuj. Dym. Dym-dym
z ust. Po kilku i po godzinie.
Grzech, kobieta, kobieta, kobieta. Dym.
Dym, dym. Pływa i przelatuje nad taflę
w celu powietrza. Ko, ko –

bieta, ta, ta. Kasztanowe. Włosy.
Włosy, włosy!

I mówi i dyszy. Piszczący przestaje, choć
postanawiał i walczyć. Kobieta i tamten.
Pisze. I zmyśla wszystko
i teraz domysł.