Zimy nie będzie, zniknęła
w tobie, chwilę po północy.
Próbowałem chwycić jej warkocz,
lecz stanowczo odmówiłaś.
Umierała z przejęciem
zmrożonych rzęs,
rzuconym na kolana grudniem.
To, moja droga,
odwrócony proces rodzenia.
Tak, to moja droga.
Postać, pójść
Wczoraj to wieczór
wyjące alarmy samochodów
zastępujące psy pochowane
po domach
pod drzewami
Przyszła żona
teraźniejsze spory o nazwiska
potomków obietnice
zamiast pacierza
tak samo odruchowe
bawią dzieci
zastępują psy
wyjące alarmy samochodów
zastępujące psy pochowane
po domach
pod drzewami
Przyszła żona
teraźniejsze spory o nazwiska
potomków obietnice
zamiast pacierza
tak samo odruchowe
bawią dzieci
zastępują psy
Czarne wołgi
chodnik zbrukany runął prostym
nie wypisanym na szybie autobusu
nawet gołąb na głowie pomnika jakby
kiwnął na mnie palcem
być nieznajomym mężem
globusem papierkiem
mogę posprzątać w twojej szafie
nienormalny kupować pomarańcze
miętowe wołgi nie solić jajecznicy popatrz
twój brzuch krzyczy
nie wypisanym na szybie autobusu
nawet gołąb na głowie pomnika jakby
kiwnął na mnie palcem
być nieznajomym mężem
globusem papierkiem
mogę posprzątać w twojej szafie
nienormalny kupować pomarańcze
miętowe wołgi nie solić jajecznicy popatrz
twój brzuch krzyczy
Nie-męska komedia
Kraków. Do tramwaju wlatuje ćma
i żeby zwrócić na siebie uwagę
siada na przycisku z napisem
stop.
Ale drzwi nie rozstępują się, nic
dziś się jeszcze nie rozstąpiło. Dziś
polska reprezentacja piłkarska
przegrała z Niemcami. A oni
znowu krzyczą i piją, i wymachują
flagami, jakby dostąpili w niebo.
Nażreć się i beknąć, tak trzeba i
tak przystoi prawdziwemu mężczyźnie.
Krzyknąć kurwa, uderzyć żonę, rozbić
butelkę o telewizor, wybudować kibel
w piwnicy, by móc się po męsku wysrać.
No już,
zajebać ćmę!
i żeby zwrócić na siebie uwagę
siada na przycisku z napisem
stop.
Ale drzwi nie rozstępują się, nic
dziś się jeszcze nie rozstąpiło. Dziś
polska reprezentacja piłkarska
przegrała z Niemcami. A oni
znowu krzyczą i piją, i wymachują
flagami, jakby dostąpili w niebo.
Nażreć się i beknąć, tak trzeba i
tak przystoi prawdziwemu mężczyźnie.
Krzyknąć kurwa, uderzyć żonę, rozbić
butelkę o telewizor, wybudować kibel
w piwnicy, by móc się po męsku wysrać.
No już,
zajebać ćmę!
Zaraz listopad
Znajoma przypomina kiedyś,
dziś imię nadane dawno temu przez kobietę,
która nie żyje oraz młodzieńca,
któremu nie powiodło się.
Każdy wieczór to inna ulica, cała masa przyjaciół,
zimnych pożółkłych dłoni.
Zaraz listopad - miesiąc ważny i symboliczny,
wszystkie legendy ożywają
pośmiertnie.
dziś imię nadane dawno temu przez kobietę,
która nie żyje oraz młodzieńca,
któremu nie powiodło się.
Każdy wieczór to inna ulica, cała masa przyjaciół,
zimnych pożółkłych dłoni.
Zaraz listopad - miesiąc ważny i symboliczny,
wszystkie legendy ożywają
pośmiertnie.
Dionizyjskie wędrówki
droga nadmiaru wiedzie
do pałacu mądrości
Stoję jak wryty, w rytm nadjeżdżającego po co
przed grobowcem wyłożonym beżowym marmurem
z widokiem na babciną kurzą stopę
znów mam wizję płonącego pociągu i tonących koni
z wcale magicznymi rogami
wieczorem dionizyjskie wędrówki
małym ruchem głowy przemieniam świat
materialny w kruszec nienasyconego zachwytu
do pałacu mądrości
Stoję jak wryty, w rytm nadjeżdżającego po co
przed grobowcem wyłożonym beżowym marmurem
z widokiem na babciną kurzą stopę
znów mam wizję płonącego pociągu i tonących koni
z wcale magicznymi rogami
wieczorem dionizyjskie wędrówki
małym ruchem głowy przemieniam świat
materialny w kruszec nienasyconego zachwytu
Pochwała pędractwa
Nadchodzi dwudziesty trzeci
pan dorósł w oka mgnieniu i nie powinien
znajdować cielesnych rozkoszy
czas splugawić kołdrę
pytać o lodówkę i zwój cudzych pieniędzy
zostawiony pod drewnianą szafką
tydzień od ostatniej wieczerzy
sąsiedzi okazali się wyrozumiali
Chrystus wyszedł bo zrobił swoje
pan dorósł w oka mgnieniu i nie powinien
znajdować cielesnych rozkoszy
czas splugawić kołdrę
pytać o lodówkę i zwój cudzych pieniędzy
zostawiony pod drewnianą szafką
tydzień od ostatniej wieczerzy
sąsiedzi okazali się wyrozumiali
Chrystus wyszedł bo zrobił swoje
Żniwa (gi-nekrolog)
w ogrodzie kwitną
dzieci każde
inne każde łodygą w ziemi
konary drzew na zmianę kurczą
poszerzają z dziupli
cieknie matczyna żywica to wszystko
stopniowo wybuchało wczoraj gałęzie obrodziły
gametami posady zatrzęsły się
na trawniku
osiadła rosa zlizywana raz po raz
przezroczystym językiem a za nim
zęby
metalowe wbijane
w nieosłoniętą szyję
dzieci każde
inne każde łodygą w ziemi
konary drzew na zmianę kurczą
poszerzają z dziupli
cieknie matczyna żywica to wszystko
stopniowo wybuchało wczoraj gałęzie obrodziły
gametami posady zatrzęsły się
na trawniku
osiadła rosa zlizywana raz po raz
przezroczystym językiem a za nim
zęby
metalowe wbijane
w nieosłoniętą szyję
*** (ładnych kilka dni)
Syn powstał prawdziwie, a przecież to Nietzsche był
bogiem, Morrison jego spóźnionym prorokiem.
Przecieram oczy, zrzucam płaszcz,
ludzie wyszli i szaleją od ładnych kilku dni.
Do trzech razy sztuka, właśnie rozpoczynam
podejście numer dwa, bo ona nadal
niewzruszona, choć częściej niż dotychczas pozwala
się podchodzić i kołysać
na nogach wbijam kolejny.
Trzeba będzie próbować po raz trzeci, ostatni
gwóźdź do trumny
programu.
bogiem, Morrison jego spóźnionym prorokiem.
Przecieram oczy, zrzucam płaszcz,
ludzie wyszli i szaleją od ładnych kilku dni.
Do trzech razy sztuka, właśnie rozpoczynam
podejście numer dwa, bo ona nadal
niewzruszona, choć częściej niż dotychczas pozwala
się podchodzić i kołysać
na nogach wbijam kolejny.
Trzeba będzie próbować po raz trzeci, ostatni
gwóźdź do trumny
programu.
Ranienie
Posiąść kobietę,
posiadać regularnie. Co wieczór wzwodzić
nowe mosty, nasłuchiwać wiatru.
A pokuta? Zapomniałaś. Całowanie stóp
nie wystarczy.
Jakąniekolwiek,
każdego ranka, kiedy najsmaczniej.
Zostały spalone, wydmuchane.
Siedem warunków, przypomnij.
Gilgotanie w okolicach jąder,
coś jeszcze?
posiadać regularnie. Co wieczór wzwodzić
nowe mosty, nasłuchiwać wiatru.
A pokuta? Zapomniałaś. Całowanie stóp
nie wystarczy.
Jakąniekolwiek,
każdego ranka, kiedy najsmaczniej.
Zostały spalone, wydmuchane.
Siedem warunków, przypomnij.
Gilgotanie w okolicach jąder,
coś jeszcze?
Z której cieknie sól
Odwraca wzrok, patrzy w pustą
przestrzeń między grzejnikiem a firanką.
Z której cieknie sól,
mieszając się z deskami podłogi.
Tkwię porażony, zaciskam kąciki
ust, pokoju. Oblizuję tkwiące
w nich kryształki.
Dziewczyna smakuje doprawdy
niepodzielnie, jak najlepszy
niedzielny indyk.
przestrzeń między grzejnikiem a firanką.
Z której cieknie sól,
mieszając się z deskami podłogi.
Tkwię porażony, zaciskam kąciki
ust, pokoju. Oblizuję tkwiące
w nich kryształki.
Dziewczyna smakuje doprawdy
niepodzielnie, jak najlepszy
niedzielny indyk.
*** (to jeszcze nie teraz)
Godzina do zamknięcia ostatniego
spojrzenia, minuta po 22.
Patrzymy po sobie jak psy gotowe na atak,
lecz to jeszcze nie teraz.
Obracam w palcach kostkę białej czekolady,
ty to samo robisz ze mną.
Jeszcze włosy i kasztanowe zderzenia rzęs,
stymulujące chorobę.
Wkrótce postawimy i pójdziemy
na swoje,
lecz to jeszcze nie teraz,
lecz to jeszcze niebardzo.
spojrzenia, minuta po 22.
Patrzymy po sobie jak psy gotowe na atak,
lecz to jeszcze nie teraz.
Obracam w palcach kostkę białej czekolady,
ty to samo robisz ze mną.
Jeszcze włosy i kasztanowe zderzenia rzęs,
stymulujące chorobę.
Wkrótce postawimy i pójdziemy
na swoje,
lecz to jeszcze nie teraz,
lecz to jeszcze niebardzo.
Wietrzenie
Proszę wyjść i wywietrzyć się.
Pootwierać okna,
zasłonić żaluzje, zaciągnąć
powieki.
Trzasnąć drzwiami, wsiąść
w pierwszy
lepszy autobus i nie dojechać.
Odwrócić wzrok do szyby, nie ustąpić
miejsca.
Dopiero się wprowadziłem, więc nie muszę
nikomu mówić „dzień dobry” - jestem nowy,
mam przywileje.
Mogę pluć sąsiadom na balkon.
Pootwierać okna,
zasłonić żaluzje, zaciągnąć
powieki.
Trzasnąć drzwiami, wsiąść
w pierwszy
lepszy autobus i nie dojechać.
Odwrócić wzrok do szyby, nie ustąpić
miejsca.
Dopiero się wprowadziłem, więc nie muszę
nikomu mówić „dzień dobry” - jestem nowy,
mam przywileje.
Mogę pluć sąsiadom na balkon.
Subskrybuj:
Posty (Atom)