Święto za duszne, toczę się osobowo do Wrocławia.
Dzieci z przedziału dla niepalących,
w którym po raz kolejny czuję się nie-u-siebie,
wytykają mnie palcami.
Jakbym miał wypisane na twarzy: „paliłem”.
Wychodzę do toalety, mijając palących
myślę: niebo.
Gdy wracam, dzieci już przyklejone
do szyby, liczą wagony sąsiedniego pociągu.
Zostałem przekreślony nalepką na drzwiach.
Niebo, nie.
Nie, bo nie.