Piątek wieczór. Mężczyzna, na którego
twarzy jeszcze można dostrzec skutki
wczorajszego przyjęcia, wspina się.
Długie włosy osłaniają ramiona, błoto
coraz mocniej brudzi nowe adidasy.
Mężczyzna raz po raz podnosi wzrok
ku górze, jakby wypatrując.
Popijając coca-colę dociera na szczyt.
Zdejmuje tiszert z własną podobizną
oraz modne, wytarte dżinsy.
Ostatni raz zerka ku niebu, siada
na elektrycznym krześle i krzyżuje nogi.
Po weekendzie zostaniemy zbawieni.