Grudzień, nad ranem.
W pokoju przedwczesny świt,
nieznajome języki liżą czyjeś ciało.
Jak najszybciej wypadałoby wejść
pod łóżko i owinąć się kołdrą.
Coraz jaśniej i coraz goręcej
topnieją ściany. Z każdą chwilą
przestają.
Wreszcie nie trzeba zaczynać
i planować.