Listopad. Przypatrując się kobiecie,
niemalże duchowi z hartem na smyczy,
jeszcze wierzę, że nie umrę.
Nigdy w życiu.
A gdy wreszcie zasuną drzwi, ukrzyżuję ręce
tak, jak lubię. Na podbrzuszu.
Potem rozmienią mnie na dwa grosze
i pogrzebią
tu i tam.
Jeden ulotnie roztrwonisz, drugi
zakopiesz jak skarb
na czarną godzinę.