Wtorek, pięć minut po dwunastej.
Wszyscy zjechali, by podziwiać łabędzie.
Lampy błyskowe mieszają się z oczami gapiów.
Dzisiaj jest ten dzień, kiedy wszystko
wydaje się proste i chce się wierzyć.
Pani z ławki wspomina lata młodości,
gdy szminka na ustach jeszcze potrafiła
pokolorować spojrzenia mężczyzn.
Podarty chleb w jej dłoni tworzy zgrabną całość
z szumem drzew - to znak, że niedługo wszyscy
zliżemy soki ze świeżych dębowych desek.