Zmarnuj swój czas i rozgryź mnie.



 


Dnieje

Poranny papieros na mokrym i powszechnym balkonie.
Stojąc tak, zawieszony i unoszony przez chmurę dymu,
grubą linią przyglądam się krzyczącemu z naprzeciwka
obwieszczeniu: „Cracovia pany, reszta dziady”.
Już od rana człowiek wie, gdzie jego miejsce.

Dochodzi w pół do siódmej, za chwilę pobiegnę
na tramwaj linii 24, który przez następne czterdzieści
pięć minut będzie należeć do mnie. Już nie słychać
głosu Grzegorza Turnaua, Kurdwanowowi odebrano
nowoczesne tramwaje, na rzecz podziemnej 50.

Co poniedziałek kupuję Newsweek, z wielką aprobatą
wczytuję się w słowa Jastruna. Inteligentny, starszy
dziwkak – myślę, nie patrząc w przyszłość.

Każde wejście do środka komunikacji miejskiej,
jest gonitwą za miejscem siedzącym, polowaniem
i odwracaniem się do szyby, na widok starszych.
Ustępuję wtedy, gdy kobiecie z oczu nie patrzy radiem.

Starowiślna, Bagatela, Uniwersytet Pedagogiczny
(do wczoraj zwany Akademią), potem dymek,
który umili piechotę na uczelnię. Od miesiąca
palę superlighty i nawet miewam na nie pieniądze.

Wczoraj dzwoniłem z Tomkiem, który niebawem
stanie się ojcem. Agnieszka ma termin na styczeń,
a jeszcze niewiadomo, czy będzie Piotruś czy Ania.

Teraz grudzień, miesiąc ważny i symboliczny.
Wszystkie legendy ożywają, w rocznicę po tym,
gdy wszystko umarło. Rok 2008 to powroty –
do życia, do rodzinnego miasta, które następnie
stały się wyjazdami i odwiedzinami.