Potem podniesiesz bluzkę z podłogi.
Wciągniesz kilka razy, aż do skutku,
widmo białe.
Gdy już wyjdziemy z siebie, a miłość
wybuchnie twoim nosem, krzykniesz mi do ucha:
że jestem jak robak, który trawi cię od środka;
wysysa każdą pestkę po kolei.
A ty - pudełko zapałek, czterdzieści i osiem
żarliwych głów wciśniętych
w moją kieszeń.
Tutaj kamyk, tam wiaderko stoi.
Niech ktoś wreszcie trafi.