Zmarnuj swój czas i rozgryź mnie.



 


Boskie wiatry

Przedpołudnie, dokładnie środek
tygodnia. Załzawiony krakowski rynek,
właśnie przed chwilą armia brutalnych
gołębi rozpoczęła desant
na obwarzanego Mickiewicza.

Wypadałoby wejść. Dokądkolwiek,
byleby uniknąć boskich wiatrów. Pomyśleć,
zaobserwować, pogubić się, powkurwiać na ludzi,
których znów i tak nie uda się znienawidzić.

Porcelanowe smoki, gliniane Krakowiaki,
gumowe lale. Nic i nikt nie widzimisie.